środa, 23 lipca 2014

Tak więc ta opowieść dobiegła końca! Dziękuję wszystkim którzy wchodzili na moje opowiadanie. Nie było prawie żadnego komentarza. Trochę mi z tego powodu przykro, jednak pisałam dalej. Dziękuję wszystkim za wejścia !!! To nie będzie moje jedyne opowiadanie. Fajnie by było gdybyście napisali czy wam się podobało. Jeśli tak to super, jeśli nie to oczywiście jestem gotowa na zjechanie z błotem !!! :) Dzięki wielkie za to że byliście

Rozdział XX

Biegłam bez opamiętania, słyszałam za sobą krzyki, ludzi takich jak ja. Ale ich nie rozumiałam, ja wiedziałam co muszę zrobić!
-Ej wy!! Tak wy !! Jebani zakonnicy!! Zapraszam do siebie!!! No dalej- krzyczałam w ich stronę by zwrócili na mnie uwagę.
Nie wiedziałam co we mnie wstąpiło. Jednak wiedziałam co robię, byłam tego pewna. Miałam misję.
Część zakonników zwróciło na mnie uwagę. I biegli już w moją stronę. Ja uciekałam co sił w nogach, do najbliższej zbrojowni, po jakąś bron. Gdy w końcu udało mi się dobiec do pomieszczenia z bronią, chwyciłam dwa pistolety, i do kieszeni od spodni włożyłam naboje chwyciłam jeszcze granat. Załadowałam magazynek, chodź sama nie wiedziałam czemu idzie mi to tak sprawnie. I wybiegłam ze zbrojowni. Jeden z zakonników był tuż za mną, nie chciałam zabijać ludzi, ale jeśli oni chcieli, zabić mnie i moich najbliższych to już nie miało znaczenia. Strzeliłam mężczyźnie prosto w serce, padł natychmiast. Biegłam teraz do domku w którym zostawiłam chłopaków. Jednak na mojej drodze pojawiła się grupka, zakonników. Byłam w pułapce. Jedynym sposobem był granat, odblokowałam go i rzuciłam w grupkę przed sobą, a sama odskoczyłam w bok. Upadłam na prawe kolano, i czułam że coś mi w nim pękło, ból był okropny. Ale wstałam i biegłam dalej, kolano cały czas mi dokuczało, nie wiedziałam czy dotrę do celu. Gdy nagle ktoś chwycił mnie za rękę i powalił na ziemię. Wyrywałam się, ale mój napastnik był cięższy, kopałam, wiłam się ale bez skutecznie.
-Nie wyrywaj się i tak już przegrałaś, a zaraz wymordujemy wszystkich takich jak ty-powiedział mój napastnik głosem zimnym i przerażającym.
-Chyba cię posrało- odwróciłam głowę i z całej siły ugryzłam mężczyznę w rękę. Poczułam u ustach smak krwi.
-Ty szmato- dostałam porządny cios w nos i czułam jak stróżka krwi płynie mi do ust.
Ostatnie co przyszło mi do głowy to uderzyć napastnika w głowę własną głową. Udało mi się na chwilę go zdezorientować i natychmiast to wykorzystałam. Zwaliłam go z siebie i zastrzeliłam. Zakonnicy już mnie nie gonili, bo chyba uznali że jeśli już jestem w czyiś rękach to szybko ze mną skończy. Wbiegłam do domku, na dole nikogo nie było, ale na podłodze była kałuża krwi, a ślady prowadziły na górę.
-Kaspian, Luck, gdzie jesteście- powiedziałam wchodząc na górę, bałam się co tam zobaczę.
-Kat tutaj!- usłyszałam głos Lucka, był bardzo słaby.
Nie ! nie nie nie!!! Tylko nie to  !!!!
Wbiegłam na górę i zobaczyłam scenę z mojego snu, łącznie z rodziną Kaspiana. Tylko że wszyscy jeszcze żyli, byli skuci. I cali we krwi, to było strasznie, nikt nic nie mówił, ledwo oddychali. To nie może być prawda, nie!!
-Skuć ją! -usłyszałam za sobą.
Natychmiast ktoś związał mi ręce i nogi.
-No to które z was maiło wizję że się zjawimy?- spytał mężczyzna w kapturze z mojego snu.
Cisza nikt nic nie powiedział. Mężczyzna podszedł do Lucasa i wbił mu lekko nóż w ramie i wkręcał go delikatnie. Mój brak zawył z bólu.
-Przestań !!! Zostaw go śmieciu !!!- krzyknęłam.
-Ojejku, panienka się wyrywa, chcesz piękna umrzeć pierwsza ?!-zapytał mężczyzna
-To ty umrzesz ?!
-Ojojojo masz poczucie humoru- zaśmiał się mężczyzna.
Nie wiedziałam co mam teraz robić, wszystko mnie bolało, Luck był coraz bledszy. Mężczyzna w kapturze podszedł do mnie i mocno kopnął mnie w brzuch, następnie naciął mi skórę na nadgarstku, tam gdzie nie było bransoletek. Nie ruszyło mnie to.
-Nie dotykaj jej!! - to był Kaspian.
-Bo co mi zrobisz?! To jest wasz koniec, nie pojawiła się wasza magiczna dziewczyna z przepowiedni. Teraz będziemy was powoli zabijać. Chwycił Kaspiana za szyję, mocno odchylił do tyłu i powoli, delikatnie nacinał skórę na szyi chłopaka.
-To ja ! To ja jestem tą dziewczyną z przepowiedni !!!-krzyknęłam.
-Ha ha ha ha ha , udowodni.
- Rozwiąż mi ręce, inaczej niczego nie zobaczysz- powiedziałam
-Rozwiązać ! - powiedział i z uśmiechem patrzył mi w oczy, nie spuszczałam go z oczu.
- Dziewczyna ta będzie miała blizny na plecach- zdjęłam koszulkę i pokazałam swoje blizny. Następnie się ubrałam- dziewczyna ta będzie chciała oswoić śmierć-zdjęłam wszystkie bransoletki i pokazałam szpetne blizny które miałam, z czasów kiedy lubiłam odpływać i znaleźć się na pograniczu życia i śmierci. I w tej chwili, obok mnie pojawiła się postać w czarnym stroju, z kapturem na głowie i kosą w ręku. Taka śmierć prostu z filmu lub bajki!!! Nie rozumiałam tego, ale na twarzy mężczyzny z mojego snu pojawiło się przerażenie.
-Ale zaraz, jak ty... to nie może być prawda- powiedział przestraszony mężczyzna.
- A jednak jest ! - powiedziałam.
-Znasz dalszą część przepowiedni?! -Zapytał z drwiącym uśmiechem na ustach mężczyzna.
Spojrzałam na swoich najbliższych, wszyscy patrzyli na mnie ze łzami w oczach, wszyscy znali dalszą część przepowiedni.
-Oczywiście, że znam- i w tym samym momencie rzuciłam się w stronę noża który leżał na ziemi. Cały ten manewr utrudniał mi fakt , że miałam związane nogi. Ale dorwałam nóż i bez żadnego zastanowienia wbiłam go sobie prosto w serce.
-Co ?! Nie ! Nie !!! - usłyszałam krzyki Kaspiana i Lucasa.
I w tym samym momencie, śmierć która stała obok mnie, zabrała wszystkich z kościoła ze sobą. I uwolniła moich najbliższych. Spojrzała na mnie.
-Jeszcze chwilę, proszę chce się pożegnać.
Szkieletowa twarz śmierci odwróciła się do mnie plecami. Nie czułam już nóg, byłam coraz słabsza.
-Kat!!!- klęczał przy mnie już Kaspian
-Tak?
-Od kiedy wiedziałaś? Od kiedy wiedziałaś że jesteś dziewczyną z przepowiedni?
-Nie wiedziałam, ale miałam taką nadzieję. Opis pasował- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem- kocham Cię Kaspian, przepraszam, że już teraz musimy się rozstać.
-Przestań tak mówić, będzie dobrze wyjdziesz z tego- powiedział i pogłaskał mnie po głowie.
-Siostrzyczko, jesteś najgłupszą istotą na świecie !!!- Luck podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Luck cofnij zakręcie, bądź synem naszej mamy! Wróć do mniej błagam!
-Oczywiście siostrzyczko- łzy spływały po jego policzku.
-Kaspian... I kiedy odejdę, po prostu idź dalej, nie płacz, lecz się raduj
każdą chwilą. Kiedy usłyszysz dźwięk mojego głosu
Wiedz, że patrzę z góry i się uśmiecham.
Ja nic nie poczułam, więc skarbie, ty też nie czuj bólu
Po prostu uśmiechnij się do mnie.
Po tych słowach widziałam już tylko ciemność. Czułam jakbym latała. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam swoją babcię, która zmarła dwa lata temu i wiedziałam już, że przepowiednia się dopełniła. Umarłam, zostawiając swoje serce na ziemi, w piersi Luca i Kaspiana. Po mojej śmierci rozpadło się ono na tysiąc kawałeczków. Są bezpieczni, a ja będę czekać na nich tutaj.
                                                            Koniec!
Rozdział XIX

Kiedy chłopacy wrócili, byli wyraźnie spięci. Pomyślałam że może, poznali się w niemiłych okolicznościach ale ta cisza była straszna, nie dawała mi spokoju, była okropna.
-Co jest chłopcy?
-Nic Kat- powiedział Kaspian.
-Przestań pieprzyć jak to się kurwa nic nie stało?!- wykrzyczał mój brat
-Normalnie, zamknij się ja chcę ją chronić!- Kaspian nie wytrzymał i podszedł bliżej Luca
-Ja też chcę ją chronić, to moja siostra!
-ZAMKNIJCIE SIĘ! DO CHOLERY!- i ja nie wytrzymałam.
Ich wzrok padł na mnie, mieli zdziwione miny.
-O co tutaj chodzi?! Skąd się znacie?-spytałam znacznie spokojnym głosem.
-Kat słuchaj, a ty Kaspian zamknij mordę ! Kaspian jest demonem, ja jestem twoim opiekunem. Nigdy nie powinno się stać tak, że opiekunowie jednej osoby się spotykają. Przepowiednia o dziewczynie, którą ci powiedziałem nie jest pełna, mowa w niej jeszcze o dwóch osobach, których drogi nigdy nie powinny się przeciąć. Demony pomagają nam z ukrycia, nigdy ich nie widujemy, tylko nasz władca widział ich przed swoją śmiercią. Siostrzyczko słuchaj, grozi ci ogromne niebezpieczeństwo. Jeśli ta dziewczyna z przepowiedni nie pojawi się za klika dni nasz świat ulegnie zniszczeniu, kościół wysłał potężną armię. Nie mamy szans, chyba że ona się pojawi.
-Luck słuchaj... ja nie chcę nic mówić, ale... to nie ma sensu. Kaspian wiedziałeś od samego początku?
-Tak, nie chciałem cię ranić, mówiąc to.
To było ostatnie co usłyszałam, następna była ciemność. Jak wtedy kiedy się zasypia, jednak chwilę później, zobaczyłam obrazy. Widziałam martwą mamę i brata Kaspiana, oraz mojego brata i przyjaciela w kałuży krwi, również martwych. Chciałam do nich podejść ale to nic nie dało, oni byli już zimni. Obok mnie stała postać w kapturze, jaki mają kapłani.
-Gratuluje kochanie, dokonałaś  upadku własnego świata, a ci naiwni ludzie którzy byli dla ciebie ważni zapłacili za swoje poświęcenie wobec ciebie- powiedziała postać obok mnie.
Kat szukaj zegarka, kiedy to się stanie. Jezu, byliśmy w jakimś dziwnym miejscu tutaj nie było zegarka. Jest! Dwudziesta piętnaście. Dwa dni później.
-Kat, Kat siostrzyczko, wszystko dobrze- usłyszałam, głos swojego brata i gdy otworzyłam oczy ujrzałam jego piękne niebieskie oczy, oraz idealnie ułożone włosy.
-Tak wszystko ok, słuchajcie musimy się stąd wynosić, Kaspian, wywieź gdzieś swoją mamę i brata, grozi im duże niebezpieczeństwo.
-Co ty gadasz... miałaś sen?! Kat, zabierz jakieś swoje rzeczy, i musimy uciekać. Luck słuchaj chłopie, pomóż jej się spakować. Ja jadę zawieźć swoją rodzinę.
To co się potem stało, zwaliło mnie z nóg. Kaspian przyciągnął mnie do siebie jednym zwinnym ruchem. Chwycił w tali i pocałował. I to był jeden z tych pocałunków które zapierają dech w piersi, to było cudowne.
-Od zawsze chciałem to zrobić- powiedział patrząc mi głęboko w oczy, widziałam w nich strach.
I wyszedł. Stałam w tym samym miejscu w którym mnie zostawił, nie mogłam uwierzyć w to co się stało.
-Siostrzyczko musimy się zbierać, musimy zabrać cię w bezpieczne miejsce.
-Dobrze jestem już spakowana?
-Tak spakowałem cię, pojedziemy samochodem mamy Kaspiana.
-Dobrze, gdzie mnie zabierasz?
-Do naszej bazy, tam jesteśmy bezpieczni, tam nic nam nie grozi, tylko jest zasadza że nie możemy spędzić tam  więcej niż dwa dni z rzędu.
-Dobrze zatem jedziemy, braciszku ufam ci jak nikomu, mimo że nie znam cię za długo, ale zabierz mnie w bezpieczne miejsce.
                                                                      ****
Leżałam na kanapie koło Kaspiana, czułam się bezpiecznie, nie powiedziałam im co widziałam we śnie. Dojechaliśmy bezpiecznie do bazy, jesteśmy tutaj już dwa dni, a to oznacza że w każdej chwili może wydarzyć się moja wizja. Nagle jak na zawołanie usłyszałam ogromy huk.
-Bariera pękła, nie jesteśmy już bezpieczni. Musimy się  wynosić - powiedział to bój brat.
-Już tak szybko?! Jezu Kat słuchaj biegnij do samochodu masz tam kluczyki, jedź sama my postaramy się ich zatrzymać- powiedział Kaspian.
-Pojebało Cię mam was zostawić ?! Sam.... - nie mogłam już nic powiedzieć bo usta zatknął mi pocałunkiem.
-Kocham Cię!- powiedział Kaspian.
-Nawet nie wiesz jak ja zakochałam się w tobie- powiedziałam
-Teraz jedź zobaczymy się za chwilę.
Wybiegłam z domku w którym się znajdowaliśmy, tylko nie w stronę samochodu, a prosto na armię kościoła która nas zaatakowała.
Rozdział XVIII

-I mam tak w to wszystko uwierzyć ?! Dobre sobie! Nie wierzę że jesteś moim bratem, i nie mam ochoty wierzyć że mam jakiś jeszcze jeden dar!- powiedziałam ze złością i ironią w głosie.
-Kat ja wiem, że jest ci ciężko, ale zrozum taka jest prawda- podszedł do mnie chwycił moją twarz w dłonie-spójrz mi w oczy, ja naprawdę nie kłamię. To wszystko to prawda.
Rozpłakałam się jak dziecko, a Luck znowu tulił mnie w swoich ramionach. Nie wiedzieć czemu wierzyłam mu, każde jego słowo do mnie docierało. Jeśli to prawda, to już nic nie będzie takie jak kiedyś
-Jak mnie znalazłeś?-spytałam wycierając oczy rękawem.
-Urodziłem się by cię chronić, jesteś moją młodszą siostrą. Będę cię bronić od wszystkiego. Każdy z nas wytwarza pewną specyficzną aurę. Ja nauczyłem się ją dostrzegać. Zresztą obserwuję cię.
-Śledzisz mnie??- spytałam z wyrzutem
-Tak jakby, ale spokojnie, nie podglądam cię jak się przebierasz, jeśli tym się przejmujesz-powiedział z uśmiechem.
Musiałam się mu poddać, ten uśmiech był identyczny jak u mojego.... właściwie naszego taty. Pełen miłości i musiałam mu zaufać.
-Przed czym chcesz mnie bronić?
-Wiesz... jak już mówiłem, kościół wyłapuje takich jak my i zabija. Mamy też kilku pomocników w postaci naszych odwiecznych przyjaciół, zupełnie przeciwieństwo kościoła. Demony, ale spokojnie nic ci nie zrobią ich obowiązkiem jest nas chronić.
-Jeszcze do tego demony. Co może mi jeszcze powiesz że Harry Potter istnieje i zaraz z Hermioną i Ronem przyjdą do nas, a w tym lesie zobaczymy Edwarda ze zmierzchu, a jak by tego było mało, to może przyjdzie tu jeszcze Smigol i będzie chciał pierścień- powiedziałam z drwiną w głosie.
-Nie mogę tego wszystkiego wykluczyć, mówię tylko to co ja wiem. I wiem, że jest ci ciężko, ale zaufaj mi proszę.
Spojrzałam na niego, teraz widziałam jak bardzo jest do mnie podobny, robi tą samą minę co nasz ojciec kiedy mu na czymś zależało. To naprawdę był mój brat, a ja zostałam wplątana w jakąś wojnę.
-Luck, wierzę Ci. W każde twoje słowo. Jeśli istnieje jakaś możliwość żebym mogła się doszkolić, albo rozwinąć swoje umiejętności to zrobię to- powiedziałam to z wielkim entuzjazmem.
-Kat nawet nie wiesz jak się cieszę- podszedł i wziął mnie na ręce jak małe dziecko- nie musisz się szkolić, jeśli zajdzie taka potrzeba, twój dar sam się pojawi- odstawił mnie na ziemię.
-Przynajmniej mniej roboty z nauką-powiedziałam z uśmiechem.
-Masz racje są tego jakieś plusy.
-Jacy są twoi przyrodni rodzice? -spytałam bo naprawdę byłam tego ciekawa ale nie wiedziałam czy mi wypada.
-Oni już nie żyją, zostali zamordowani na moich oczach przez kościół-powiedział z wyraźnym bólem- bardzo dużo im zawdzięczam, kochałem ich jak prawdziwą rodzinę.
Trzeba było ugryźć się w język pomyślałam.
-Przepraszam braciszku-nawet nie wiedziałam kiedy to słowo wyszło z moich ust, ale przyszło mi to niezwykle naturalnie.
-Nic się nie stało, skąd mogłaś wiedzieć. Teraz mam tylko problem z mieszkaniem, nie mam za bardzo gdzie się podziać- powiedział z żalem.
Pomyślałam że mogę tego żałować, ale nie miało to dla mnie znaczenia.
-Zostań u mnie. Moja ... to znaczy nasza mama wyjechała na wakacje na dwa tygodnie i coś mi mówi, że na tym się nie skończy.
-Mówisz poważnie, mógłbym?- uśmiech na jego twarzy był niesamowity taki szczery.
-Oczywiście, że tak. Jesteś moim bratem a rodzeństwo musi sobie pomagać.
-Jesteś kochana- podszedł do mnie i uściskał mnie z całej siły.
-To wracajmy.
Całą drogę szliśmy w milczeniu, ja cały czas myślałam o tym wszystkim co powiedział mi Luck. To było takie nie realne. Nie codziennie ktoś dowiaduje się że ma o dwa lata starszego brata o istnieniu którym nie wiedziało się całe życie. Nie wiedziałam jak mam to przełknąć, ale to wszystko była prawda. Gdy doszliśmy do domu, wstawiłam pranie i wskazałam Lucowi jego sypialnie, która była dla gości. Gdy naglę ktoś zadzwonił do drzwi. Zeszłam na dół. To był Kaspian.
-Hej pomyślałem, że wpadnę.
-Hej, wejdź tylko ostrzegam mam gościa.
-Kogo?
-Cześć jestem Luck, brat Kat- chłopcy uścisnęli sobie dłonie
-Kaspian, przyjaciel Kat.
- My się chyba znamy nie prawdaż? - spytał mój brat.
-Też mi się tak wydaje, może przejdziemy się i sprawdzimy czy się nie mylimy- zaproponował Kaspian.
-Świetny pomysł, chodźmy zatem- odparł mój brat.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział XVII

-Kaspian nie masz za co przepraszać. Zwariowałeś? Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle co ty w dwa tygodnie. Dziękuję ci za wszystko- powiedziałam z łamiącym się głosem. Byłam bliska by się popłakać. Zobaczyłam na werandzie domu brata Kaspiana z jego mamą.
-Kaaaaaaaaaat!!!! Kaaaaaaaaaaaaaaaaaspian!!!- podbiegł do mnie i mocno przytulił się do nogi.
-Cześć książę-wzięłam go na ręce i przytuliłam- mam coś dla ciebie. Postawiłam malucha by przywitał się z bratem. Sama poszłam do samochodu i wyciągnęłam zestaw 50 samochodzików które kupiłam gdy zatrzymaliśmy się w motelu na przeciwko którego znajdowała się wytwórnia zabawek.
-Proszę to dla ciebie-powiedziałam z uśmiechem i podałam chłopczykowi prezent.
-Jeeeeejku ile brum brum. Dziękuję - i już go nie było.
-Witaj Kat-podeszła do mnie mama Kaspiana i przytuliła mnie mocno- jak podróż?-spytała.
-Dzień dobry. Wyśmienicie to była najlepsza wycieczka w moim życiu
-Tak bardzo się cieszę. Kat twoja mama wyjechała wczoraj na dwu tygodniowy rejs, zostawiła dla ciebie list, leży u nas przy telefonie w kuchni.
-A dziękuję bardzo potem go wezmę teraz, pójdę wstawić pranie i się odświeżyć- wyciągnęłam z bagażnika swoje rzeczy.
-Dobrze o 17:00 zapraszam na kolacje-powiedziała z uśmiechem.
-Będę na pewno.k
Wyciągnęłam z torby klucze. W domu panował totalny chaos, taki jaki zwykle moja mama robiła przy pakowaniu.
-Potem się za to zabiorę- powiedziałam na głos.
Wyciągnęłam z toreb wszystkie brudne rzeczy. Przez dwa tygodnie bardzo dużo się tego uzbierało. Nastawiłam pierwszą pralkę i poszłam do swojego pokoju. W którym czekał na mnie już gość.
-Witaj Luck, co cię tutaj sprowadza- podeszłam do niego
-Nic stęskniłem się za tobą.
-YHM. Spoko, chcesz się przejść?
-Pewnie.
Wyszliśmy z domu i wpadliśmy na moją sąsiadkę.
-Kat nie wiedziałam że masz brata, jesteście tacy do siebie podobni.
Co takiego ? Ja nie mam brata. Zaraz... Luck był do mnie tak bardzo podobny?
-Powiesz mi o co chodzi z tymi całymi snami?
-Ok ale to trochę potrwa. Ponad dwa wieki temu, kościół przeżył straszny kryzys, ale tylko w swoim wnętrzu. Kiedy jeden z biskupów, odkrył tajemny pokój w klasztorze, wypełniony po brzegi, księgami notatkami, dziwnymi symbolami. Zaczął potajemnie studiować te księgi. Okazało się że są niezwykle niebezpieczne dla religi bo ją podważają. Dowiedział się że kiedyś istniało pokolenie ludzi zdolnych do przewidywania przyszłości we śnie. Jednak tylko nieliczni potrafili to zrozumieć. Studiował te księgi prawie do końca swojego życia. Kiedy był już stary, usiadł z młodszym księdzem, i opowiedział mu o wszystkim co wie. Ksiądz ten obiecał, że sam po kryjomu , także będzie studiował owe księgi, jednak skłamał. Natychmiast, poleciał na skargę do prymasa. Biskup ten został spalony na stosie, za zdradę. A wszelkie księgi próbowano spalić, jednak się nie dało. Zamknięto je zatem w podziemiach, tego klasztoru. Jednak nikt nie wiedział, że biskup, zdradził śluby czystości i miał dziecko. Które jak się okazało odziedziczyło po nim całą wiedze na temat, tych ludzi. Odszukał reszty i zaczął walczyć z kościołem. Przegrał, ale przed swoją śmiercią powiedział " na świat przyjdzie dziewczyna która położy kres temu wszystkiemu. Będzie próbowała oswoić, śmierć. Na jej plecach widnieć będą blizny, a jej serce złamane będzie na tysiąc kawałków. To ona swoją determinacją i siłą postawi nas wszystkich na nogi".
-Ok rozumiem. No dobra częściowo rozumiem.
-Nadal wszyscy czekamy na tą dziewczynę-powiedział ze smutkiem w głosie-jest nas coraz mniej, kościół regularnie, wyłapuje naszych i zabija. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem kiedy cię zobaczyłem we śnie.
Kiedy tak mówił, przyglądałam mu się uważnie. Był bardzo podobny do mnie, wręcz identyczny. Tylko płeć nas różniła.
-Lucas, czemu jesteśmy do siebie tacy podobni?-spytałam
-Ehhh może ciężko będzie ci to przełknąć, ale jestem twoim bratem.
-Ale moja mama, nie miała więcej dzieci tylko mnie no i dwa lata przed moim urodzeniem, urodziła ponoć martwe dziecko- powiedziałam z ogromnym przejęciem w głosie.
-Kat pomyśl ile lat miała twoja mama kiedy cię rodziła?
- Dziewiętnaście.
- No właśnie kiedy urodziła mnie, miała siedemnaście. Była przestraszona, twoi dziadkowie kazali jej mnie oddać. Trafiłem do rodziny z tym samym darem, nawet nie wiesz jak się ucieszyli, że też go mam. Oczywiście wymazali mnie z pamięci twojej rodziny i wstawili, że twoja mama urodziła martwe dziecko.
-Dlaczego wierzę we wszystko co mi mówisz?- spytałam ze zdziwieniem.
-Bo potrafisz wykryć kłamstwo. I wiesz kiedy ktoś kłamie a kiedy nie.
-Ha ha ha ha ha dobre, to jest jakaś ukryta kamera?- spytałam wystraszona, roześmiana i jednocześnie zdziwiona.
-Kat to wszystko to prawda, kurwa zaufaj mi. Nigdy ci się nie śniłem, nigdy nie śniło ci się łóżeczko, albo twoja mama w ciąży ??
-Było tak, ale co to ma do rzeczy i czemu jak się mnie o coś pytasz ja natychmiast sobie to przypominam?!!!
-Uspokój się, błagam. Każdy z nas ma jakiś dar, z tego co widzę ty masz ich znacznie więcej.
-Jakiś dar a te przeklęte sny to nie jest dar?!- byłam już naprawdę zdenerwowana.
-Kat, każdy z nas ma jeszcze jakiś dodatkowy dar z którym się rodzi. Ty masz ich kilka.
Rozdział XVI

Ostatni dzień wyjazdu.
-Jesteś głodna- usłyszałam gdy wyszłam z pod prysznica
-Bardzo-odpowiedziałam wycierając ręcznikiem włosy
-A na co masz ochotę
-Na płatki z letnim mlekiem i cukrem i zielone jabłko-powiedziałam z uśmiechem. I jak na zawołanie na stole zobaczyłam czekający na mnie dokładnie taki posiłek
-Chyba czytam Ci w myślach Kat-powiedział z tym swoim uśmieszkiem
-Chyba masz racje, dziękuję Kaspian- i natychmiast zabrałam się za jedzenie.
-Drobiazg-usiadł i zaczął czytać książkę.
Tak naprawdę Kaspia nie czytał mi w myślach. Przez cały nasz wyjazd poznawałam go. Wiem co lubi jeść, czego nie cierpi w kobietach, dlaczego boi się jeździć windą, kiedy pierwszy raz się całował, co czuje po wygranych zawodach, jak bardzo kocha swoją mamę i młodszego braciszka. Znam każdy grymas jego twarzy, każdy rodzaj uśmiechu. Jednak on nie może powiedzieć tego samego o mnie. On nie zna mnie całej, nie pozwolę by mnie całą poznał, nie wie o Lucasie, nie wie jak bardzo jestem zepsuta od środka, i że to co wszyscy widzą to tylko powłoka. Taka tarcza przed tymi wszystkim pytaniami.
-Kaspian podasz mi moje bransoletki, leżą obok ciebie na stoliku.
-Oczywiście, proszę. Pomóc ci założyć?
-Dziękuję. Nie poradzę sobie- nie chciałam żeby mnie tam dotykał, nie mogę pozwolić żeby coś zobaczył.
-Dobrze jak chcesz-i posłał mi minę z rodzaju "ale jesteś "
Nie i koniec, tam jest moja skaza, nikt jej nie zobaczy. I nagle zadzwonił telefon Kaspiana, spojrzał na wyświetlacz i wyszedł z pokoju. Nigdy tego nie robił, zawsze rozmawialiśmy przez telefon przy sobie, nie robiliśmy z tego tajemnicy. Ale oczywiście zrozumiałam że miał ochotę na trochę prywatności.
-Kto dzwonił, jeśli mogę wiedzieć?- spytałam po 10 minutach kiedy wszedł do pokoju.
-Kumpel zaprasza mnie za imprezę, przyjechało kilku moich znajomych ze starej szkoły. Zechcesz iść ze mną?
-Nie wiem czy mi wypada, nikogo tam nie znam.
-Idziesz i nie ma gadania! Moi znajomi muszą poznać moją najlepszą przyjaciółkę.
Nigdy na głos mnie tak nie nazwał, to było bardzo miłe uczucie, tyle że ja nigdy nie miałam przyjaciela i nie wiedziała jak się czasem zachowywać.
-Masz rację muszę poznać znajomych, mojego najlepszego Przyjaciela.
                                                                      ***
-Jesteśmy na miejscu, i tutaj właśnie kończy się nasza wyprawa-odparł ze smutkiem Kaspian kiedy podjechaliśmy pod nasze domy.
-Dziękuję ci za wszystko to było niesamowite- przytuliłam Kaspiana chodź skrzynia biegów była dużą przeszkodą.
-Zawsze do usług. Kat muszę ci się do czegoś przyznać- odparł z łamiącym się głosem.
-To mów śmiało.
-Śmierć twojego byłego chłopaka była mi, brzydko mówiąc, na rękę. Od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłem jak czytasz na swoim ogrodzie książkę, chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, ale nie wiedziałem jak do tego podejść. Kiedy on umarł, wiedziałem że będzie ci ciężko, i pomyślałem że cię gdzieś zabiorę. Nie sądziłem, że się zgodzisz. Przepraszam-odparł i opuścił głowę
                                                      

czwartek, 10 lipca 2014


Rozdział XV

Kiedy się obudziłam, słońce właśnie wschodziło, Kaspian nadal spał obok mnie. Nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Nic mi się nie śniło, jestem tego pewna. Wiem jednak że mój mózg płata mi figle. Owszem chciałam by Kaspian postąpił ze mną jak w moich myślach, ale to nie możliwe, nie chcę być ponownie zraniona, nie chcę by ktoś się mną pobawił i zostawił jak starą zabawkę. Zadzwoniłam po śniadanie, i postanowiłam wziąć szybki prysznic. Ubrałam się i zjadłam swoją porcję śniadania. Zostawiając znaczną część dla Kaspiana. Wzięłam kubek z kawą, usiadłam na kanapie, na przeciwko łóżka w którym spał mój przyjaciel. Kiedy spał wyglądał tak niewinnie, nikt go nie krzywdzi, teraz tutaj w tej chwili jest bezpieczny, nikt go nie uderzy. I gdy tak na niego patrzyłam zorientowałam się że śpi bez koszulki, postanowiłam obejrzeć jego plecy. Z  jednej z ran nadal sączyła się ropa, ale reszta wyglądała dużo lepiej. Pomyślałam, że zajmę się tym kiedy wstanie. Podeszłam do torby, wyciągnęłam z niej okulary i książkę, które spakowała mi mama i zabrałam się za lekturę.
-Nie wiedziałem że nosisz okulary- usłyszałam w połowie dwudziestej strony.
Kaspian właśnie się obudził, powitał mnie uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym.
-Tylko do czytania, nie lubię ich nosić, ale co poradzę. Dobrze spałeś?- spytałam
-Bardzo dobrze, poszedłem spać zaraz po tobie-odparł
-Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Głodny?- zapytałam. Zdjęłam okulary i podeszłam do tacy z jedzeniem- wszystko jest jeszcze ciepłe. Proszę- podałam mu posiłek.
-Mmmm śniadanie do łóżka. Dziękuję Kat-odparł z uśmiechem.
-Drobiazg, zjesz i będziemy się zbierać doba hotelowa kończy się za czterdzieści minut.
                                                                         ***

-Mogę zadać ci pytanie- usłyszałam po godzinie jazdy.
-Pewnie, pytaj o co zechcesz.
-Czemu mama cię katuje w domu?-spytał i spojrzał na mnie.
-Kiedyś powiedziała, że to jedyny sposób aby dobrze wychować dziecko, ale ja i tak pokazuję rogi, czasem już nie czuję bólu, kiedy mnie pobije- odparłam ze smutkiem w głosie.
-To jest chore. Ja zadaję sobie to samo pytanie kiedy ojciec wraca do domu i staje w moich drzwiach z batem. Mama i brat niczego nie, słyszą bo nauczył mnie już że im głośniej krzyczę tym mocniej dostaję.
Nie wytrzymałam znowu się popłakałam, jak takie małe dziecko. Miałam dosyć płaczu, nigdy więcej już nie zapłaczę. Ale jestem beznadziejna, ryczę bardzo często. To żałosne. Natychmiast wytarłam oczy.
-Zagrasz ze mną w dwadzieścia pytań?-spytałam i spojrzałam na jego twarz, był niezwykle zrelaksowany, jak na kogoś kto prowadzi samochód od niespełna roku.
-Pewnie, a na czym to polega?
- Ja myślę o jakiejś postaci, a ty zadajesz pytania, które umożliwiają ci odgadnąć kto to jest.
-Dobrze, tylko wiesz ludzi na świecie jest dużo...
-Spokojnie, ja będę wybierać na początek bardzo łatwe osoby, hmmm teraz wybrałam osobę z książki, bardzo znanej. Zaczynaj.
-Dobra, czy to facet czy kobieta?
-Facet, dziewiętnaście.
-Ta postać kiedykolwiek istniała?
-Nie, osiemnaście.
-OK... pochodzi z książki fantastycznej?
-Jak najbardziej, siedemnaście.
-Super, czy ta postać jest wampirem?
-Nie, zdecydowanie nim nie jest, szesnaście.
-Hmmmm to może, czarodziejem?
-TAK! Piętnaście.
-Hmmm niech pomyślę czy to Harry Potter?
-WOW! Szybko ci się udało odgadnąć.
-Chyba mam do tego talent.
-Najwyraźniej- powiedziałam z podziwem w głosie.